Mordercze rośliny z kosmosu atakują Ziemię. Brzmi jak scenariusz taniego filmu klasy B? A co jeśli dodam, że akcja dzieje się w Polsce, w Warszawie?
Tak zaczyna się nowa książka Magdaleny Kozak pt. „Fiolet”. Mimo, że może wydawać się trywialna i mocno naciągana czyta się ją całkiem przyjemnie, a konstrukcja fabuły jest pomyślana całkiem rozsądnie. Na Ziemi pojawiają się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak gigantyczne fioletowe rośliny które wydają się wyrastać w ciągu nocy na całym świecie. Nie byłoby może takiej tragedii gdyby nie to iż rośliny wydalają trujący gaz kładąc trupem wszystkie żywe organizmy w dość znacznym swoim otoczeniu. Na domiar złego nie można ich zniszczyć konwencjonalną bronią bo każde zwiększenie ciepła poprze próbę spalenia czy zbombardowania działa na roślinki jak porządna dawka nawozu. Naukowcy z całego świata zaczynają zastanawiać się nad zniszczeniem nieproszonych gości, a w międzyczasie pojawiają się różne teorie o tym skąd owe rośliny się biorą. Względnie szybko ustalone zostaje, że „fiołki” mają pozaziemskie pochodzenie, a kolejne przetrwalniki pełne morderczych nasion zbliżają się do błękitnej planety. Szybko zostają powołane na całym świecie specjalne grupy spadochroniarzy którzy doganiają „róże” zaraz po ich wejściu w atmosferę i za pomocą trucizny nie dopuszczają do rozprzestrzenienia się nasion i kolejnych roślin.
I na tym głównie skupia się fabuła książki. W międzyczasie poznamy poszczególnych spadochroniarzy, ich życie i problemy. Okaże się, że jest to zbieranina całkiem interesujących postaci z których każda ma własną historię do opowiedzenia. Wplatane wątki poboczne takie jak zorganizowany ekstremalny bieg po zakazanej strefie czy prywatne porachunki jedynie dodają smaczku całej historii. Całkiem przyjemnie się czyta.