Główny Szlak Świętokrzyski
Ostatni miesiąc nie skłaniał do pieszych wędrówek – deszcze, powodzie, a do tego niska temperatura skutecznie utrudniały ambitniejsze wypady za miasto. Z tym większą radością powitałem informację iż nastąpi nieznaczna poprawa pogody, a może nawet wyjrzy słońce. Zebrałem się więc i wyruszyłem na Główny Szlak Świętokrzyski.
Główny Szlak Świętokrzyski Gołoszyce – Kuźniaki oznaczony kolorem czerwonym i mający 105 kilometrów jest najdłuższym szlakiem Gór Świętokrzyskich i przechodzi przez wiele ważnych miejsc regionu takich jak: Pasmo Oblęgorskie i Suchedniowsko – Oblęgorski Park Krajobrazowy, Wzgórza Tumlińskie, Pasmo Masłowskie, Łysogóry z Świętokrzyskim Parkiem Narodowym, Pasmo Jeleniowskie oraz wiele rezerwatów i innych ciekawych miejsc.
Środa czyli pierwszy dzień mojej wędrówki powitała mnie chłodem i siąpiącym z nieba deszczem w postaci ni to mżawki ni to kapuśniaczka. Ponieważ jednak godzina była wczesna postanowiłem nie zmieniać swoich planów i wyruszyłem do Kielc. W Kielcach okazało się, że PKS-y nie mają żadnego połączenia z Kuźniakami więc skierowałem się na niedaleki dworzec busów w nadziei na jakiś transport na początek mojej świętokrzyskiej wycieczki. Tutaj obyło się bez problemów i w okolicach godziny dziewiątej byłem już przy kamieniu oznaczającym jeden z końców Głównego Szlaku Świętokrzyskiego imienia Edmunda Massalskiego.
Zanim wejdziemy na szlak warto w samych Kuźniakach zwiedzić pozostałości pieca hutniczego i podejść drogą trochę do góry w celu obejrzenia ciekawej kapliczki z drugiej połowy XIX wieku. Dla zainteresowanych idąc dalej drogą dojdziemy do Wólki Kłuckiej z ruinami zespołu pałacyku Kołłątajów z 1830 roku.
Wracając do szlaku najpierw czeka nas przejście polną drogą do pobliskiego lasku i wejście na pierwszą na naszej trasie górę – Kuźniacką na której zboczach możemy podziwiać wystające tu i ówdzie skały. Następnie szlak prowadzi nas do Rezerwatu Perzowa Góra w którym oprócz szczytu o tej samej nazwie ( 395 m n.p.m. ) możemy podziwiać ciekawy pomnik przyrody w postaci Skałek „św. Rozalii” i kaplicy umieszczonej w grocie o tej samej nazwie.
Deszcz ustał na dobre wiec po kontemplacji sztuki sakralnej w Grocie św. Rozalii wyruszyłem dalej czerwonym szlakiem. Wychodząc z lasu zaskoczyłem jedzącego późne śniadanie zająca który nie czekając na rozwinięcie tego spotkania umknął szybko w wysoką trawę. Na horyzoncie pojawiają się lasy Suchedniowsko – Oblęgorskiego Parku Krajobrazowego z Siniewską Górą ( 449 m n.p.m. ) jako najwyższym szczytem tego kompleksu leśnego. Dalej po wyjściu z lasu czeka na nas Barania Góra (426 m n.p.m. ) z rezerwatem o tej samej nazwie i punktem widokowym. Powoli opuszczamy Pasmo Oblęgorskie.
Drogą na której lubią wygrzewać się zaskrońce wzdłuż pól i łąk dochodzimy do Wzgórz Tumlińskich. Tutaj czeka nas parę minut podejścia na Górę Ciosowską ( 365 m n.p.m.) aby móc podziwiać widoki oraz ciekawe odsłonięcie piaskowca tumlińskiego. Wszechobecne komary mające najwyraźniej chęć na bliższe poznanie nie pozwalają mi zbyt długo cieszyć się widokami więc wyruszam dalej. Przez Kamień ( 399 m n.p.m.) i Wymień (401 m n.p.m.) docieram do Rezerwatu Kamienne Kręgi. Można tu obejrzeć kapliczkę z 1850 roku (wygląda jak mały kościółek i nie można wejść do środka) oraz kopalnię czerwonego piaskowca Tumlin-Gród. Następnie schodzimy do miejscowości Tumlin-Węgle i mijając renesansowy kościółek z 1599 roku zagłębiamy się w las. Na początku idziemy betonową drogą jednak po jakimś czasie przechodzi ona w drogę leśną aby następnie zamienić się w rzekę. Tak było przynajmniej w moim przypadku. Okazało się, że padające od wielu tygodni deszcze zamieniły leśne dukty w wodno-błotne pułapki, a niewielkie strumyki wylały i najwyraźniej stwierdziły, że znacznie wygodniej płynie im się drogami i szlakami niż wcześniejszymi korytami. Przeprawy i omijanie głębokich kałuż lub poszukiwanie alternatywnych przepraw na nowo powstałych rzekach zajęło mi sporo czasu i znacznie spowolniło moje wcześniejsze tempo. Omijając kolejne z takich rozlewisk stwierdziłem iż najwyższy czas rozpocząć poszukiwanie miejsca na nocleg. Moją decyzję przyspieszyły szybko powiększające się ciemności co mogło oznaczać tylko jedno – nadchodzący deszcz. Szczęśliwie znalazłem niewielką polankę z miejscem na ognisko i nawet z ławkami i stołami. Szybko rozbiłem namiot nieco na uboczu tak aby mieć podgląd na polankę ale aby samemu być schowanym pod koronami drzew dającymi dodatkowe schronienie przed deszczem i wiatrem. W samą porę gdyż chwilę później rzęsisty deszcz rozpoczął swój koncert najpierw w koronach drzew, a potem w całym lesie.
Padało przez parę godzin, na początku zastanawiałem się jeszcze czy namiot wytrzyma, później jednak zmęczenie wzięło górę i usnąłem. Rano koło godziny piątej obudził mnie budzący się do życia las – śpiewające ptaki i odgłosy łamanych przez zwierzynę gałęzi wokoło mojego namiotu. Poleżałem jeszcze trochę i wyjrzałem na zewnątrz w celu oceny sytuacji. Po nocnej ulewie wszędzie dookoła mokro (jakby mogło być bardziej niż dnia poprzedniego), na szczęście namiot wytrzymał więc po jego wysuszeniu i usunięciu najwyraźniej bardzo zainteresowanych jego smakiem ślimaków zacząłem zwijać obóz i przygotowywać się do śniadania, a potem dalszej podróży. Zza chmur nieśmiało raz po raz wyglądało słońce więc zapowiadał się całkiem przyjemny dzień. Posilony wyruszyłem przez Sosnowice i Krzemiankę na Białą Górę ( 418 m n.p.m.). Po deszczu szlak okazał się jeszcze bardziej zalany niż dnia poprzedniego, praktycznie całość drogi odbywała się w większym lub mniejszym błocie lub wodzie. Na tym odcinku spotkałem także pierwszych „turystów”, a mianowicie dwie osoby na quadach próbowały wygrzebać się z głębokiego błota i nawet z użyciem wyciągarek nie szło im to najlepiej. W okolicach Masłowa szlak przestaje istnieć, tzn jest ale zamalowany na biało więc kierować można się albo mapą albo szukać starych oznaczeń szlaku. W Masłowie Pierwszym mijamy bocianie gniazdo i neogotycki kościółek i kierujemy się Klonówkę ( 473 m n.p.m) którą szlak mija ale zahacza o niewielką platformę widokową, a następnie kieruje się do Wielkiego Kamienia (Diabelskiego Kamienia) aby dalej zejść do Ameliówki.
Tutaj nad brzegiem Lubrzanki spotykam kolejną grupę turystów – około 50 osób w różnym wieku wędruje z Radostowej. Sam po przekroczeniu rzeki zaczynam wspinać się na szczyt aby poznać po raz kolejny potęgę wody. Cała droga poharatana jest osunięciami gruntu dochodzącymi do 1,5 metra wysokości i głębokim błotem. Po paruset metrach wybieram opcję wędrowania brzegiem nowo utworzonego wąwozu bo na dnie jest tylko woda i błoto. W końcu docieram na Radostową ( 451 m n.p.m.) skąd roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków w całych Górach Świętokrzyskich. Po chwili dołącza do mnie grupa harcerzy. Okazuje się, że też wędrują GSŚ ale w drugą stronę i etapami, to ich siódmy odcinek. Po wymianie paru uwag o trasie ruszamy w swoich kierunkach. Ja zdobywam jeszcze Wymyśloną i docieram do Krajna.
Zaczyna mocno wiać, a na horyzoncie pojawiają się burzowe chmury. Z mojego planu nocnego przejścia Łysogór będą nici. Teraz muszę jak najszybciej znaleźć miejsce na nocleg. Rozpoczynam szybki marsz w kierunku Świętej Katarzyny. Deszcz łapie mnie w okolicach pomnika Partyzantów Ziemi Kieleckie 1939 – 1945. Chowam się na przystanku i już planuje jak najlepiej go zagospodarować na nocleg gdy deszcz ustaje. Łapę więc plecak i kieruje się w stronę wioski. Pierwszym miejscem do którego wstępuje po nocleg jest PTTK „Jodełka” gdzie jednak cena za nocleg mnie nie zadowala – 140 zł. Kieruje się więc niżej w poszukiwaniu opcji agroturystycznej i ostatecznie nocuje za 30 zł w bardzo przyjemnym pokoiku. Przez całą noc trwa burza, a poranek wita mnie deszczem i mgłą. Ponieważ jest to mój ostatni dzień przewidziany na tą wyprawę zakładam płaszcz przeciwdeszczowy i ruszam w trasę. Dwa poprzednie dni przy tym co czekało mnie przy przeprawie przez Łysogóry były tylko miłym wspomnieniem. Lejący deszcz, gęsta mgła i szlak zamieniony w dziką rzekę był na początku zaskoczeniem, a potem przerodził się w „pożeracza czasu”. Łysogóry wyglądały jakby dopiero co wypiętrzyły się z płytkiego morza i cała woda która przed chwilą jeszcze zamykała się nad górami chciała nagle z nich uciec. W drodze z Łysicy na przełęcz św. Mikołaja spotkałem kolejną grupę harcerzy wędrujących z pobliskiej wioski.
Dochodzę do Kakonina skąd od razu wyruszam w kierunku Łysej Góry. Szlak na całej długości to woda, woda i woda. Docieram do podnóża Łyśca gdzie już wiem, że nie uda mi się zrobić całego szlaku przed wieczorem. Zjadam więc ciepły obiad i wyruszam na górę. Na szczycie zaczyna się przejaśniać, a ja schodzę już do Nowej Słupi skąd łapał będę transport do domu. Ostatecznie pokonałem około 80 km i gdybym miał jeszcze jeden dzień spokojnie skończyłbym szlak, a tak jest powód aby wrócić i przejść go jeszcze raz, tym razem może w drugą stronę. Dla tych co jednak chcieli by iść dalej szlak ze Świętego Krzyża skręca na Kobylą Górę (391 m n.p.m.) aby następnie zagłębić się w Pasmo Jeleniowskie i Jeleniowski Park Krajobrazowy. Przechodzi przez Górę Jeleniowską (533 m n.p.m.), Górę Szczytniak ( 553 m n.p.m.) – w obu przypadkach z rezerwatami o tych samych nazwach. Następnie przez Przełęcz Karczmarka, Wesołówke (469 m n.p.m.), Truskolaske 448 m (n.p.m.) schodzi do Gołoszyc.
Galeria z całej wyprawy znajduje się tutaj.
7 komentarzy
Twoja młodsza siostra :)
bardzo podoba mi się opis podróży – wciąga 🙂
czyta się jak dobrą powieść grozy 🙂
Spooky82
Widzę ze ci się tam nieźle powodziło ;)? A tak na serio to bardzo fajna wyprawa, piękne widoki które w dodatku udało ci się udokumentować za pomocą zdjęć. Będzie co wspominać 🙂
Jakub Milczarek
Chciałem tylko dodać, że GSŚ zaczyna się dokładnie na przystanku PKS – jakieś 200 m od kamienia, który opisywałeś…
Szkoda, że nie wspomniałeś o mini-spotkaniu Klubowym przed Łysą Górą 🙂
Przy okazji zapraszam do poczytania relacji z mojego drugiego przejścia GSŚ:
http://www.milczarek.eu/2009/07/glowny-szlak-swietokrzyski-krotki-raport/
oraz do zerknięcia na mapkę:
http://www.milczarek.eu/2009/07/glowny-szlak-swietkokrzyski/
Świętokrzyski Włóczykij
Fakt, nie wspomniałem o tym, że szlak zaczyna się trochę wcześniej mimo znaku na kamieniu oznaczającego koniec/początek szlaku.
Oczywiście miało też miejsce małe spotkanie klubowe w okolicach szczytu Łysej Góry ale było kompletnym zaskoczeniem dla wszystkich podróżujących 🙂
Janusz Rudziński
Fajnie się czyta!!! W tym roku mam zamiar przejść szlak zaczynając w Gołoszycach. Będzie trochę wspomnień, gdyż wędrowałem tu w 1976 roku. Wiele się pewnie zmieniło…
Świętokrzyski Włóczykij
@Janusz Rudziński – na pewno będzie wiele nowości ale też sporo wspomnień bo przez ostatnie lata pojawiło się wiele nowych pomników, tablic itd. ale widoki pozostały w większości bardzo podobne 🙂
Grzegorz / Podróże bez ości
W ubiegłym roku miałem okazję przejść GSŚ. Podzieliłem go na 3 odcinki i przemierzałem go od strony Kuźniaków. Kusi mnie, by wrócić tam ponownie w kwietniu i ruszyć na Twardziela Świętokrzyskiego. Tym razem nie było by to zwiedzanie, ale bardzo szybki marsz, gdyż 100 km należy pokonać w maksymalnie 22 godziny.