Wydarzenia,  Wyprawy

Wyprawa na północ Polski – Grunwald 2010

Od dłuższego czasu przymierzałem się do wyprawy na północ Polski w celu zwiedzenia miejsc takich jak Westerplatte i Hel. Doskonała ku temu okazja pojawiła się wraz z nadejściem 600 letniej rocznicy Bitwy po Grunwaldem. Nie zastanawiając się więc za długo spakowałem się i w piątek 16 lipca wyruszyłem w trasę.

Główne uroczystości i rekonstrukcja bitwy zaplanowane były na sobotę 17 lipca ale impreza trwała już od paru dni – w końcu prawdziwa rocznica wypadała 15 lipca czyli w czwartek. Kampania w mediach była dość intensywna, a organizatorzy spodziewali się tłumu gości. Na grunwaldzkie pola przybyłem wieczorem i wbrew moim obawom nie miałem problemu z przejazdem czy znalezieniem wolnego miejsca na postawienie samochodu czy rozbicie namiotu. Co prawda przezornie i jak się później okazało szczęśliwie nie stanąłem na terenach przygotowanych przez organizatorów tylko odjechałem trochę dalej do najbliższych zabudowań i tam rozbiłem swój mały obóz. Ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi wyruszyłem szybko w kierunku głównych obozowisk rycerskich aby jeszcze trochę pozwiedzać, a przy okazji zaplanować sobie jakoś następny dzień.

Przy wejściu stało duże skupisko toi-toiów i pryszniców więc ta „część” imprezy była według mnie dobrze zabezpieczona. Za tym przybytkiem cielesnej ulgi znajdowały się obozy rycerskie. Charakterystyczne namioty było widać już z daleka i między nimi ludzi w strojach „z epoki”, a całość prezentowała się bardzo przyjemnie i realistycznie. Niestety przy próbie wejścia na teren obozu odbiłem się od tabliczki „przejście tylko dla rycerzy” – organizatorzy nie przewidzieli opcji zwiedzania obozowiska i poznawania życia średniowiecznego przez turystów, a szkoda. W skutek tego, aby dowiedzieć się cokolwiek o życiu obozowym, rycerzach czy w końcu po prostu porozmawianiu z ludźmi biorącymi udział w inscenizacji trzeba było ich łapać poza obozem. Po przejściu wzdłuż obozu trafialiśmy do czegoś na kształt miasteczka średniowiecznego, a raczej centrum targowego takiego miasteczka. Mnóstwo kramów z rożnymi typami dóbr od mieczy poprzez garnki, kufle, a na ubraniach średniowiecznych kończąc. W niektórych miejscach można było spróbować pajdy ze smalcem, miodem lub innych mniej średniowiecznych smakołyków. Do picia oprócz wszechobecnego na takich imprezach piwa można było napić się miodu pitnego czy kwasu chlebowego do którego ustawiały się olbrzymie kolejki. Warto jeszcze wspomnieć o stworzonej niewielkiej arenie gdzie odbywały się różne gry, zabawy i pojedynki. Niestety tłumy ludzi wokół tego miejsca nie dawały cienia szansy na zobaczenie co się dzieje w środku. Po wędrówce po kramach i przejrzeniu co ciekawego można tam znaleźć wybrałem się pod pomnik grunwaldzki. Stamtąd zobaczyć mogłem przygotowany teren do inscenizacji bitwy. Jak to bywa np na turniejach rycerskich całość przygotowanego terenu otoczona była drewnianą zagrodą, która w przypadku małych imprez sprawdza się doskonale, a widzowie mogą względnie bezpiecznie obserwować całe widowisko. Jak takie rozwiązanie miało się sprawdzić tutaj miałem przekonać się dnia następnego.

Po zachodzie słońca wróciłem do namiotu aby wyspać się przed czekającym mnie następnym dniem pełnym wrażeń. Rano uświadomiłem sobie jakim dobrym planem było przyjechanie dzień wcześniej – z każdej strony ciągnęły na Grunwald tłumy ludzi i samochodów, a co najdziwniejsze każdy chciał stanąć jak najbliżej. Odnoszę wrażenie, że jakby dać taką możliwość to niektórzy wjechaliby i zaparkowali pod samym namiotem Jagiełły. Plany dróg, przygotowanych miejsc parkingowych oraz miejsc obozowych były dostępne wcześniej na stronach organizatorów, a co najważniejsze było ich wystarczająco więc tym bardziej dziwiły mnie korki i samochody zostawione po prostu przy drodze często blokując przejazd większym pojazdom.

Mimo wczesnej godziny żar leje się z nieba i zapowiada się gorący dzień. Ja kieruje się najpierw coś zjeść. Wędruje miedzy kramami poszukując czegoś treściwego ale tu niespodzianka, aby coś konkretnego zjeść należy stanąć w gigantycznej kolejce, a i tak jedzenie będzie z piachem bo akurat jedyne miejsce z takim jedzeniem jest przy drodze po której przejście jednej osoby wzbija tumany kurzu nie mówiąc już o setkach cały czas przechodzących lub przejeżdżających samochodach. Nie należę do osób wybrednych jeśli chodzi o jedzenie więc po zabiciu pierwszego głodu przez bardzo dobre pajdy chleba ze smalcem odstaje swoje w kolejce po zapiekankę, a następnie ustawiam się w drugiej po kwas chlebowy.

Powoli zbliża się godzina inscenizacji, a żar lejący się z nieba zaczyna dawać się ludziom we znaki. Znalezienie choćby kawałka cienia graniczy z cudem, a znalezienie miejsca siedzącego przekracza już pojecie cudu. Co ciekawe ilość ludzi wciąż wzrasta mimo, że wydawałoby się to już niemożliwe. Po próbie zrobienia jakiś zakupów na kramach odkładam je na popołudnie gdyż przejście przez targ staje się drogą przez mękę, a o obejrzeniu jakiś ciekawych rzeczy na małej arenie mogę zapomnieć. Kieruje się więc w okolice pomnika bo tam rozłożyło się Wojsko Polskie z Rosomakiem i Hummerem,a nieco dalej jest punkt informacyjny Narodowych Sił Zbrojnych. Tutaj rozgrywają się iście dantejskie sceny – żołnierze rozłożyli ulotki, katalogi i parę wojskowych „pamiątek”, a ludzie rzucili się na to z takim zawzięciem, że wszystko znika w mgnieniu oka, a promujący nasze wojsko nie nadążają z dokładaniem nowych. Przez chwilę patrzę na to wszystko zastanawiając się jak podejść tak aby móc porozmawiać. W końcu decyduje się na podejście z boku poza głównym nurtem „kolekcjonerów ulotek” i udaję mi się zagadać do jednego z żołnierzy. Jest chyba zdziwiony, że ktoś przyszedł porozmawiać i chce zasięgnąć faktycznych informacji ale na szczęście uzyskuje wszystkie informacje które mnie interesowały więc przeciskając się w tłumie próbuje zająć jakieś miejsce z widokiem na teren inscenizacji bo godzina już bliska.

Tutaj okazuje się, że ilość ludzi jest tak ogromna, że zobaczenie czegoś jest mocno utrudnione. Dodatkowo dużo osób jako ochronę przez żarem lejącym się z nieba przyniosło i rozłożyło parasole co już całkowicie eliminuje osoby stojące dalej od zobaczenia czegokolwiek. Stoję więc i zastanawiam się co dalej. W oddali dostrzegam telebim na którym wnioskuje, że będzie prezentowana bitwa dla tych stojących dalej, szkoda tylko, że ten telebim stoi tak, że Ci dalej i tak nic nie zobaczą. Po drugiej stronie od miejsca gdzie stoję zbudowana jest widownia … oczywiście wszystkie miejsca zarezerwowane, a nieco poniżej miejsca gdzie stoję, po lewej stronie jest druga widownia i ma nawet dach osłaniający od słońca. Pięknie bo dość, że zasłania spory kawałek terenu to skutecznie zasłania wszystko stojącym za nią czyli eliminuje duży obszar terenu jako przydatny dla widzów. O vipach pomyślano bardzo dobrze , o zwykłych ludziach powiedziałbym, że w ogóle. Zaczyna się, organizatorzy proszą o złożenie parasoli (brawo) i siadanie na trawie tak aby ludzie z tyłu mogli coś zobaczyć. Prawdę mówiąc to drugie niewiele pomaga, a łatwo się domyśleć, że nie każdy się do tego stosuje.

Sama inscenizacja bardzo fajna. Efekty pirotechniczne, narracja. Wszystko pomyślane bardzo rozsądnie. Niestety dobre wrażenie psuje wielki napis TVP Historia rozwieszony na drzewach pod którymi kryją się nasze wojska ale to można jeszcze wytrzymać. Gorzej, że podczas walk zza tego lasku wysuwa się dźwig na którym do góry wznosi się klatka. Podczas gdy trwa inscenizacja, ponad polami Grunwaldu z klatki wyskakuje osoba … skacząca na bungee co wywołuje salwę śmiechu u ludzi oglądających widowisko. No bo jak to wygląda, tutaj rycerze, a w tle bungee.

Wynik walki nie był zaskoczeniem więc czas się ewakuować. Tłumy ludzi ruszają ku wyjściom, co poniektórzy chcą zrobić jeszcze zakupy. Ja czekam spokojnie, aż cały tłum przejdzie, nigdzie mi się nie spieszy. Teren po widzach wygląda jak po przejściu tornada, wszędzie porozrzucane śmieci. W miejscach gdzie były kosze teraz są wielkie hałdy butelek i innych odpadków.  Trzeba to powiedzieć – impreza przerosła organizatorów.

Po tym jak ludzie którzy przyjechali tylko na inscenizacje opuścili teren Grunwaldu wyruszyłem zakupić to i owo upatrzone poprzedniego dnia i coś przekąsić. Kwasem chlebowym się już nie uraczyłem … bo ten się skończył. Udało mi się złapać jeszcze rycerzy powracających z pola walki. Chylę czoło przed osobami które w taki upał musiały nie tylko stać ale i walczyć w pełnych zbrojach. Naprawdę należą im się brawa za kawał dobrej roboty. Spotkałem też osobę która co roku jest na tej imprezie i dowiedziałem się, że normalnie widzów jest ułamek tego co dzisiaj i zwykle mieszczą się w paru rzędach za barierkami, a nie jak dzisiaj gdzie okiem sięgnąć. To by tłumaczyło wiele rzeczy. Na pewno będę musiał przyjechać tutaj jeszcze raz i zobaczyć jak wygląda ta impreza podczas zwykłych obchodów. Teraz zmęczony po całym dniu i spalony słońcem wyruszyłem do namiotu na odpoczynek. Myjąc się przy przydrożnym hydracie podeszły do mnie dwie dziewczyny w powłóczystych strojach z pytaniem czy mogą się przyłączyć bo … w obozie skończyła się woda. Oczywiście zaprosiłem je do wspólnej „kąpieli” w zimnej hydrantowej wodzie 😉 współczując w myślach wszystkim tym rycerzom którzy nie mają się jak umyć po całym dniu stania w pełnym słońcu.

W niedziele z samego rana wyruszam w kierunku Dylewskiej Góry. Ku mojemu zdziwieniu jestem chyba jedyną osobą która wyjeżdża tak wcześnie rano bo na ulicach cisza jak makiem zasiał. Parę minut przed dojazdem na miejsce skąd mam zdobyć szczyt rozpętuje się ulewa. Oberwanie chmury jest momentami tak duże, że postanawiam stanąć i przeczekać ulewę. Szczyt widzę za oknem ale pogoda nie napawa optymizmem co do jego zdobycia. Z nudów włączam radio i słyszę, że zalało ludzi rozbitych na grunwaldzkich polach, a samochody wyciągać trzeba z parkingów, które stały się błotnistą pułapką, końmi. Deszcz nie ustaje więc wyruszam w kierunku Raczków Elbląskich, niestety i tutaj muszę odpuścić bo droga jest w remoncie, a przejazdu nie ma. Wyruszam więc już bezpośrednio na Malbork ale to już historia na następny artykuł.

Galeria z Grunwaldu znajduje się tutaj.

4 komentarze

  • Jakub Milczarek

    Generalnie opis brzmi ciekawie, czytało się przyjemnie…
    Napisałeś: „Niestety przy próbie wejścia na teren obozu odbiłem się od tabliczki „przejście tylko dla rycerzy” – organizatorzy nie przewidzieli opcji zwiedzania obozowiska i poznawania życia średniowiecznego przez turystów, a szkoda.”
    A jak Ty sobie wyobrażasz, żeby przedstawiciele stanu chłopskiego mieszali się ze szlachetnie urodzonymi rycerzami? :))

    I nie byłbym sobą gdybym nie miał uwagi merytorycznej: na spotkaniu byli przedstawiciele Narodowych Sił Rezerwowych (NSR), a nie jak napisałeś Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), bo tych drugich to już raczej coraz trudniej spotkać 😛

  • Jakub Milczarek

    Niestety nie masz racji…
    NSZ to Narodowe Siły Zbrojne, czyli organizacja działająca w czasie II wojny światowej.
    Jeśli chcesz to możesz mówić, że NSR jest częścią WP czyli Wojska Polskiego lub bardziej profesjonalnie SZRP czyli Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej – tak się nazywa nasza armia.
    Oczywiście można też powiedzieć potocznie i napisać małymi literami, że są to nasze narodowe siły zbrojne, ale to już co innego 😛

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *