Weekend w Tatrach
Pod koniec zeszłych wakacji postanowiłem wybrać się na weekend w Tatry. Pogoda zapowiadała się znakomicie więc zabrałem moją druga połowę i wyruszyliśmy do Zakopanego aby pospacerować trochę po górskiej stolicy Polski oraz znaleźć nocleg przed planowaną na kolejny dzień górską wędrówką.
W samym Zakopanym nie byłem już bardzo długo. Może nawet ponad 10 lat. Jakoś mimo dość częstych wyjazdów w tamte rejony nie miałem okazji zatrzymać się na dłużej i zobaczyć kolejne etapy zmian w tym mieście. A zmieniło się bardzo dużo. Zupełnie nie przypomina to miasteczka, które pamiętałem sprzed lat. Zmiany te niestety w większości są na złe.
Już po wjeździe do zakopanego zauważyłem straszną ilość turystów. Mniejsze i większe korki były wszechobecne, a wokół tłumy ludzi. Z pierwszym poważnym problemem zderzyłem się w momencie poszukiwania noclegu. Mimo licznych osób przy drodze z kartką „wolne noclegi” okazywało się, że jak zapytałem czy będzie nocleg na dzisiaj dla dwóch osób wszyscy jak jeden mąż odpowiadali – nie. Jedna przydrożna baba jak zapytałem o nocleg nagle ogłuchła, odwróciła głowę i nie reagowała na żadne pytania. Po prostu szok.
Po dłuższych poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy nocleg (po cenie wprost zbójnickiej). Jednak ponieważ robiło się późno nie bardzo chciałem spędzić cały dzień na szukaniu noclegu. Przy okazji dowiedziałem się dlaczego nikt nie chce brać ludzi na jedną noc – bo się nie opłaca. Przecież zaraz później może pojawić się klient który chce wynająć pokój na cały tydzień więc takim jednodniowym po prostu się gardzi. W ogóle podsumowując później wydane pieniądze okazało się, że weekend w Zakopanem kosztował nas więcej niż tydzień spędzony parę miesięcy wcześniej na Majorce. Ceny są po prostu z kosmosu, a słynne Krupówki przekształciły się w jarmark tandety i kiczu. Ktoś może powiedzieć „przesadzasz”. A ja zapytam co robi na Krupówkach Hello Kitty, postacie z bajek Disneya czy w końcu Indianie? Od mojej ostatniej wizyty targ powiększył się może 100 krotnie jak nie więcej. Miasto to straciło całkowicie klimat i swoją tożsamość. Przy jakichkolwiek próbach negocjacji cen słyszymy, że tutaj sezon trwa tylko dwa miesiące i dlatego musi być drogo bo później muszą resztę roku przeżyć. Nie dajcie się na to nabrać – bo w zimie nikt do Zakopanego nie przyjeżdża? A jesienią czy wiosną też nikt po szlakach w Tatrach nie chodzi? Po prostu brak słów.
Przeciskając się pomiędzy straganami dotarliśmy do kolejki na Gubałówkę. Pogoda zaczynała się psuć więc postanowiliśmy wjechać na górę aby popodziwiać trochę jeszcze panoramę Tatr. Widoki naprawdę piękne i godne polecenia.
Ponieważ moja narzeczona nigdy jeszcze nie była w górach postanowiłem zabrać ją na jedną z najłatwiejszych, a jednoczenie jedną z najpiękniejszych (pomijając wybetonowanie) tras w Tatrach czyli szlak z Palenicy Tatrzańskiej przez Morskie Oko do Czarnego Stawu pod Rysami. Po drodze z Zakopanego jadąc krętą szosą można podziwiać piękne wprost pocztówkowe widoki.
Na parkingu byliśmy na tyle wcześniej, że było jeszcze dużo wolnych miejsc ale chwilę po nas tłum z każdą minutą gęstniał więc jak najszybciej postanowiliśmy wyruszyć na szlak. Po drodze minęliśmy jeszcze popularne ostatnio (szczególnie z telewizyjnych programów) bryczki które woziły co chwilę turystów w te i we wte. Trochę mi szkoda tych ludzi zbitych ciasno jak sardynki w puszce. Ani to przyjemne, a już na pewno zapachy nie pozwalają oddychać pełną piersią górskim powietrzem.
Po drodze oprócz widoków można zauważyć, że infrastruktura zostało bardzo dobrze przygotowana na turystów. Nie dość, że co chwilę są znaki, tablicę informacyjne to nawet poustawiano toi-toje do których ustawiają się kolejki.
Pierwszym ciekawym punktem na naszej trasie są Wodogrzmoty Mickiewicza, które składają się z trzech wodospadów o łącznej długości 120 metrów.
Dalszą trasę możemy obrać asfaltówką albo skrótem pomiędzy drzewami, który wymaga trochę większego wysiłku ale jest przyjemnym urozmaiceniem po asfalcie. Coraz bliżej do Morskiego Oka i coraz więcej pięknych widoków. Po ponad dwóch godzinach docieramy do celu. Mijamy Żabie Oko i w nagrodę czekają nas kolejne piękne widoki.
To największe tatrzańskie jezioro robi naprawdę piękne wrażenie. Powyżej po prawej stronie spogląda na nas Mnich (2068 m n.p.m.) oraz z naprzeciwka Mięguszowieckie szczyty.
Po chwili relaksu postanawiamy wyruszyć wzdłuż Morskiego Oka w kierunku Czarnego Stawu. Szlak prowadzi po kamiennych schodach, które ostatnio wbiegłem na raz. Tym razem jednak tak łatwo mi nie poszło. Widać, że forma spadła. Po lewej stronie podczas wędrówki podziwiać można Czarnostawiańską Siklawę, a zerkając w tył coraz mniejsze Morskie Oko.
Widoki wspaniałe, a woda w stawie zimna. Raczej nie skłania do kąpieli choć nogi przyjemnie zamoczyć. Tutejsze kaczki natomiast czują się wspaniale w rześkiej wodzie.
Chwila na sesję fotograficzną, podziwianie widoków, relaks i dotlenienie i powoli wracamy na dół.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w schronisku nad Morskim Okiem napić się herbaty i podbić pieczątkę w książeczce PTTK, a później już w drogę do domu. Po drodze mały postój aby po raz ostatni rzucić okiem na Tatry.
Cała galeria z wyprawy znajduje się tutaj.
3 komentarze
Jakub Milczarek
Wymieniłeś kilka z powodów, przez które bardzo rzadko bywam w Tatrach i w samym Zakopanem.
Dobrze że nie zostaliście jeszcze na noc w Morskim Oku, bo to też jest klimat 🙂
PS. Sardynki w puszcze?
Świętokrzyski Włóczykij
Literówka poprawiona 😛
Z chęcią bym został na noc w Morskim Oku ale to co się działo tam w ciągu dnia skutecznie odstraszało. Myślę, że jakby w Krakowie na rynku zrzucili z helikoptera worek pieniędzy to by był mniejszy młyn niż tam 😀
Piotrek
Spontaniczne wypady w Tatry są fajne:
http://www.apetytnaswiat.pl/galeria/nggallery/all/kawka-na-grzesiu-spontan-w-tatrach/
Pod warunkiem, że nie ma zbyt dużo ludzi 🙂