Rysy – 2499 m n.p.m. – KGP 01, KE 18
Rysy są najwyższym szczytem polskich Tatr oraz województwa małopolskiego – 2499 m n.p.m. Jako najwyższy szczyt Polski należą również do Korony Europy oraz Korony Tatr.
Na szczyt można dostać się od strony zarówno polskiej jak i słowackiej szlakiem czerwonym. Ze względu na szybszy dojazd postanawiam zmierzyć się z nim od „naszej” strony.
Ponieważ wejście na Rysy z parkingu w Łysej Polanie zajmuje koło 6 godzin postanawiam wystartować z Krakowa jak najwcześniej. Około godziny 3 jestem już w drodze. Noc okazuje się wyjątkowo ciepła, a ruch na trasie praktycznie żaden więc szybko docieram w Tatry, które witają mnie deszczem. Parking niestety do tanich nie należy i lżejszy o 25 zł staje przed wejściem do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tutaj jeszcze 5 zł za bilet i już można wyruszać w górę.
Dla osób zbierających pieczątki można przy kasie także wbić sobie pamiątkową pieczątkę.
Mimo ostatnich bardzo gorących i bezchmurnych dni w Tatrach pogoda w kratkę. Co pół godziny zakładam lub zdejmuje kurtkę bo przechodzą kilkunastominutowe ulewy. W nagrodę do samego Morskiego Oka spotykam tylko pojedyncze osoby. Po za tym kompletna pustka.
Mijam Wodogrzmoty Mickiewicza, przecinki w asfaltowej drodze i szybkim tempem docieram do schroniska nad Morskim Okiem. Cała trasa jest dość długa ale nie przedstawia jakiejkolwiek trudności ze względu na położony asfalt. Jest dopiero 5.30 więc pierwsze osoby, które nocowały w schronisku właśnie budzą się aby też wyruszyć na Rysy. Przyznam, że dawno nie miałem okazji być nad Morskim Okiem i widzieć takie pustki.
Chwilkę przyglądam się Mnichowi, oświetlonemu przez przebijające się przez chmury słońce i ruszam w kierunku Czarnego Stawu. W tym celu musimy obejść Morskie Oko z lewej strony, a następnie rozpocząć dość strome podejście po kamieniach. Warto od czasu do czasu obejrzeć się za siebie i popodziwiać widoków.
Nad Czarnym Stawem również pustki, jedynie kaczka z młodymi radośnie pluska się w wodzie.
Postanawiam chwilę odpocząć, a w międzyczasie słońce rozgania coraz więcej chmur i widoki zaczynają być coraz przyjemniejsze.
Znajdziemy tutaj również znak, który informuje, że na szczyt mamy 3 godziny i 20 minut i przyznam, że w moim przypadku sprawdziło się to idealnie.
Również ten staw obchodzę z lewej strony i zaczynam wspinać się w górę w kierunku Buli pod Rysami. Sama droga nie jest ciężka ale jest dość długa i kamienista. Kolejne widoki wynagradzają jednak wysiłek. Mimo, że jest sierpień, a temperatura przekraczała przez ostatnie dni 30 stopni możemy po drodze natknąć się jeszcze na śnieg.
Bula pod Rysami jest ostatnim rozsądnym miejscem na odpoczynek gdyż później, aż do samego szczytu będą tylko łańcuchy. Dodatkowo doganiają mnie dość liczne wycieczki, a z góry schodzą osoby, które wchodziły od strony słowackiej. Na szlaku robi się bardzo gęsto, a na wymijaniu na łańcuchach traci się mnóstwo czasu. Można oczywiście wchodzić i schodzić bez użycia łańcuchów ale w wielu miejscach kamienie są naprawdę mocno wyślizgane więc szkoda ryzykować.
Przed samym szczytem czeka nas jeszcze niewielka trudność w postaci wąskiej przełączki z łańcuchami. Silnie eksponowana z 500 metrową przepaścią przy tłumnie oblegających szczyt staje się dodatkowo trudna do przejścia.
Na szczycie tłumy tak, że trudno szpilkę wcisnąć więc po pamiątkowym zdjęciu ruszam na drugi szczyt bo to słowackie Rysy (2503 m n.p.m.) należą do Korony Tatr. Po krótkiej sesji fotograficznej schodzę paręnaście metrów niżej aby nacieszyć się widokami.
Większa galeria znajduje się tutaj.
Poniżej natomiast zapis GPS wejścia oraz kawałek zejścia.