W poszukiwaniu mieszkania na wynajem …
Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność poszukiwania mieszkania na wynajem i ku mojemu zaskoczeniu okazało się to pracochłonną, czasochłonną i irytującą czynnością.
Przez ponad pięć lat mieszkałem na Prądniku Czerwonym i ponieważ nie planowałem przeprowadzki nie wiedziałem jakie zmiany zaszły na rynku nieruchomości. Rok temu znajomy zaproponował przeprowadzkę do znalezionego mieszkania na Placu Bohaterów Getta i mimo małych wątpliwości zgodziłem się. Z czasem okazało się, że mieszkanie jest za małe na moje potrzeby więc stanąłem przed wizją poszukiwania nowego lokum. Na poważnie zabrałem się za to jakiś miesiąc przed końcem umowy w aktualnym mieszkaniu i po paru dniach cała sprawa zaczęła mnie irytować. Czemu?
Radosna twórczość
Poszukując mieszkań coraz częściej zacząłem trafiać na ogłoszenia w stylu „studio” czy „apartament”. Nie wiem ale dla mnie studio to może być filmowe, a apartament to mieszkanie naprawdę w wysokim standardzie w prestiżowej dzielnicy spełniające dodatkowo wiele innych wymagań bogatego klienta. Szczytem dla mnie było trafienie na ogłoszenie w stylu „wynajmę apartament – 35 metrów kwadratowych”. Przez chwilę zastanawiałem się czy podany metraż dotyczy łazienki czy może przedpokoju. Po zaglądnięciu do oferty okazało się, że jest to zwykłe mieszkanie z aneksem kuchennym, które z apartamentem nie ma zupełnie nic wspólnego. No może oprócz ceny – ta była jak za apartament.
Zresztą zauważyłem taką regułę – czym więcej „nowomowy” i pięknych frazesów tym większą klitką okazywało się mieszkanie. Po prostu szukanie jelenia, który złapie się na piękny opis nieprzystający do rzeczywistości.
Wśród ogłoszeń wynajmu można znaleźć takie kwiatki od których głos jeży się na głowie, a nie raz czytając opis i porównując go ze zdjęciami mieszkania śmiałem się do rozpuku. Przykład? „W mieszkaniu znajduje się duży przedpokój z możliwością aranżacji na biuro”.
Koszty
Z jednej strony mówi się o dużej emigracji. Z drugiej strony jest na coraz mniej. Oprócz tego wiele osób kupiło już swoje mieszkania. Wszystko to ma się nijak jednak do cen które momentami są tak abstrakcyjne, że aż nie do uwierzenia. Dodatkowo rynek zdominowały biura pośrednictwa sprzedaży. Ogólnie nie miałbym do nich nic gdyby spełniały swoją rolę za rozsądną cene. Te jednak nic z profesjonalizmem nie mają wspólnego. Aktualnie podczas szukania mieszkania miałem doczynienia z 5-6 różnymi biurami i musze przyznać, że żadne nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Nie dość, że koszt wynajmu mieszkania przez biuro to najczęściej wartość jednomiesięcznej opłaty za mieszkanie, a więc może być nawet 2000 zł to jeszcze praktyki stosowane przez biura wprost odpychają. Dwukrotnie zdarzyło mi się, że jeszcze przed obejrzeniem mieszkania żądali odemnie podpisania umowy, że jeśli to mieszkanie wynajmę to tylko przez nich. Dodatkowo oglądanie mieszkania tylko przy pośredniku który nierzadko spóźnia się na spotkanie, a później opowiada o mieszkaniu bajki byle tylko zarobić. Raz zadzwoniłem na numer z ogłoszenia i odezwała się pani z agencji. Poinformowała mnie, że jest to agencja, a więc ich usługi są płatne. Zapytałem więc za co płaci się agencji. Na to pani z oburzeniem „Na jak to za co? Za to, że pana kontaktuje z drugą stroną transakcji”. No tak, przecież to oczywiste.
Wynajmujący i ich pomysły
Ostatnio spotkałem się też z czymś takim jak odstępne. Przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi ale pan który wystawił ogłoszenie (student) wytłumaczył mi, że za to, że oni się z mieszkania wyprowadzą należy im się odstępne w wysokości jednorazowego czynszu. Niezły cwaniacki sposób na zarobienie na obcej osobie. Po prostu brak słów. Kończy ci się umowa? Wyprowadzasz się? To z jakiej racji żądasz jakichś opłat od nowego wynajmującego który umowę podpisuje z właścicielem?
Sami właściciele też mają czasem abstrakcyjne pomysły np. jak wyciągnąć maksymalną kwotę z mieszkania upakowując ludzi jak sardynki w puszce. Takie mieszkanie oglądałem niedawno. Trzy pokoje, dwa malutkie, że ledwo wchodzi łóżko i biurko oraz jeden większy. Cena wydawała się rozsądna wiec decydujemy się. Właściciel jednak kręci nosem bo nas jest 4, a on chciał mieszkanie wynająć tak z 7 osobom i cena była podana dla 7 osób. To po prostu brak szacunku dla ludzi.
Szczytem tutaj była kiedyś znaleziona prze zemnie oferta na wynajem do mieszkania garażu. W garażu były dwa łóżka, doprowadzona woda i światło, a na zimę stał w środku elektryczny piecyk. Nie wiem już jak to nazwać bo skąpstwo to stanowczo za mało.
Ostatni raz także pojechałem oglądać mieszkanie bez wcześniejszego obejrzenia zdjęć. Opis zwykły, wydawało się, że mieszkanie normalne. Na miejscu wita nas starszy pan po czym zaczyna zachwalać mieszkanie. W ogłoszeniu było napisane, że mieszkanie przeszło odświeżenie. Co mogę powiedzieć? Takiej nory jeszcze w życiu nie widziałem, zwisające kable ze ścian, oberwane gniazdka, lodówka sięgała mi do kolan, a na szafkach wisiały mucho lepy. Dodatkowo łóżka wyglądały jak prycze w więzieniu, a o stanie ścian nawet nie ma co wspominać. Najgorsze jest to, że na tą samą godzinę umówiony był jeszcze jakiś student który (o zgrozo) wykazywał zainteresowanie zamieszkaniem. Rozumiem, że mieszkanie może być w stanie średnim ale żeby nawet się właścicielowi nie chciało zamieść przed pokazaniem takiego lokum klientowi? Zresztą ruder nazywanych przez wynajmujących mieszkaniami jest naprawdę sporo. Tak się zastanawiam, że skoro ludzie biorą koło 2000 za wynajem to oczywistym wydaje się, że po wyprowadzce lokatorów można włożyć nawet cały ostatni czynsz żeby je odświeżyć, a tym samym podnieść standard i w kolejnym roku na nim zarobić.
Nie wiem także czemu ale wynajmujący mają tendencje do ukrywania ważnych faktów odnośnie mieszkań. Najczęściej brak jest informacji o tym, że pokoje są przejściowe albo, że kuchnia to tak naprawdę aneks w jednym z pokoi. Raz nauczony już paroma wycieczkami do mieszkań z aneksem dzwonie do pani z ogłoszenie. Dzień dobry czy pokoje są przechodnie?. Nie. Czy kuchnia jest oddzielna? Tak jakby. Co Pani ma na myśli. Po mieszkanie ma otwarty przedpokój z którego wchodzi się do pokoju i kuchni. Czyli nie ma drzwi z przedpokoju do pokoju? No nie ma, takie przejście jest zrobione. Dziękuje do widzenia. Szkoda tylko, że w ogłoszeniu było 3 oddzielne pokoje z kuchnią, a wszystkie zdjęcia zrobione tak aby nie pokazać realnej sytuacji. Czy ludzie myślą, że jak nie chce aneksu kuchennego to wchodząc do ich mieszkania z aneksem powiem od wejścia „tak! to jest to! najpiękniejszy aneks jaki w życiu widziałem, biorę”. Ludzie, oszczędźcie czas osób szukających i napiszcie w ogłoszeniu jak jest naprawdę.
Są jeszcze wynajmujący-tajniacy. Dzwonie do pani z konkretnymi pytaniami, a pani udziela zdawkowych odpowiedzi tak jakby zdradzała przynajmniej plany ataku nuklearnego. Po zdjęciach widzę, że mieszkanie może być interesujące. Umawiam się na spotkanie, jadę, niby wszystko ok. Jednak na pytania konkretne typu, czy jest i jaki internet, jak wygląda dojazd do centrum, czy są korki albo gdzie w okolicy są sklepy, przystanki itp pani po prostu nie zna odpowiedzi. Tłumaczy się, że dawno już nie mieszkała tutaj tylko wynajmuje wiec nie wie. No tak szkoda, że nie wie się co się sprzedaje.
Jest jeszcze jedna grupa wynajmujących, która mocno mnie irytuje. Ogłoszenie fajne, jedziemy ze znajomym. Mieszkanie nam pasuje więc się decydujemy od razu. Na co pani „to ja was dopiszę do listy, jesteście siódmi w kolejce”. To ja się zastanawiam po co miałem tyle jechać i marnować czas skoro są już inne osoby zdecydowane i to w takiej ilości? Najlepsze, że kiedy my oglądaliśmy mieszanie pani odebrała telefon od kolejnej osoby i … umówiła ją na oglądanie mieszkania. To jest brak elementarnego szacunku dla czasu drugiego człowieka. Nie wspomnę już o wynajmujących którzy robią sobie castingi. Tak mieliśmy też w jednym mieszkaniu które oglądaliśmy. Pani zapisała nas bo ma jeszcze parę grup i w sobotę będzie zastanawiać się kto będzie najlepszy do jej mieszkania. No po prostu kpina.
Jest jeszcze jedna grupa która myślałem, że wyginęła, a trzyma się dobrze. To osoby które chcą młode małżeństwo ale bez dzieci, bez zwierząt, pracujące, nie palące, w żadnym wypadku studenci, żeby mieszkania nie zniszczyli. Tutaj już po prostu nie mam słów.
Na szczęście w tym całym zalewie pseudo-ofert są jeszcze normalne mieszkania (nie studia czy apartamenty), z normalnymi lokatorami, którzy wyprowadzają się i pomagają właścicielowi znaleźć nowych lokatorów i z normalnymi właścicielami, którzy znają realia rynku, znają swoje mieszkanie i mają zdrowe, profesjonalne podejście do tematu.